sobota, 25 lipca 2009

wulkanicznie..


Tu widac prawie nasze miejscowe mieszkanko.










Porankami jestem depresyjnie smutna, dopiero po drugim espresso wracam do żywych, a wieczorem po czwartym jestem uśmiechnięta i mam w sobie radość wakacyjną. Spalone słońcem do czerwoności. Smaruję nas od rana do nocy 30 UV, ale nic to nie pomaga.. Słońce bywa nieznośnie gorące, a nocami wieje tak, iż ze strachu nie mogę spać. A więc co następuje.. nie sypiam zbyt wiele. Noc już trzecią. Dziś obudziłam się ok 1 i nie spałam do bladego świtu, aż deszcz ustał. Potem gdy już zasnę śnią mi się sny. Sny o dotyku, o bliskości, o kolorach, o Zuzi. Jestem zupełnie nigdzie, ani u siebie, ani na miejscu, ani w sobie też nie. Szybuję. Stąpam bardzo lekko, przypatruję się ze zdziwieniem światu, trochę jakbym nagle się tu znalazła, jednocześnie czując iż jestem tu już od zawsze i nic nie jest dla mnie dziwem. Czytam, czytam i czytam, skończyłam niemal mądrość nieuciekania i wiem jak dalece jestem jeszcze nie uformowana, jak wiele przedemną pracy. Cytaty tej książki mnie czasem łapią nad śniadaniem, zmywaniem, zębów szczotkowaniem, szukam w nich dla siebie miejsca. Dziś zagadka, dwie dziewczynki popłyneły na wulkan wygasły, gdzie były? Trochę pochodziły, wina nie piły. Snuły opowieści dalekie..

2 komentarze:

w innej odsłonie pisze...

mmm..powrót;)chciałabym kiedyś przy espresso.......porozmawiać z Tobą!

w innej odsłonie pisze...

albo przy winie.