Człowiek rodzi się w przemianie drzewa, a potem?
Szuka. Szuka miejsc gdzie mógłby się zakorzenić, albo gdzie mógłby go porwać wiatr i pozwolił wiecznie szybował, albo sytuacji które spalą go doszczętnie, albo wyrzeźbią, ukształtują, albo zatopią na wieki w emocjach i przerobią na niewzruszonego człowieka z żelaza.
Jesień przyszła, dzieci na święcie Michałowym szukały gwiazdeczek w jabłuszkach, i znalazły! Zaskoczone, oniemiałe czarami, zastygły wsłuchane w opowieść. A ja zastygłam zdumiona dziwiąc się nad tymi fantazyjnymi światami maluczkich, gdzie czary są zwyczajnością, a sen codziennością. Gdzie nie ma czasu, jest tylko tu i teraz.
Wzięłam dzień urlopu i w tym roku urodziny swoje spędzę wśród złocistych połonin, w Sopatowcu. Przyjęcie dla wszystkich jeszcze niezaproszonych odbędzie się w tygodniu następnym :) Proszę cierpliwie czekać, ja muszę teraz na chwilkę uciekać. Za długo w mieście mi już, potrzebuję spaceru, wytchnienia, kuchni Gosi, zapomnienia, w końcu kończę lat 28 i dokonuje się 7 letnia cyklowa przemiana, wszędzie ją czuję, w ciele, duszy, umyśle, nawet okolicy własnej.
Teraz czas na kawę cynamonowo-imbirowo-pszenicową. Zmykam.
Ps.: Zdjęcie ze spaceru niedzielnego, ze specjalnym podziękowaniem dla zachodu pięknego słońca.