Powroty nie istnieją, nie ma kroków w tył i zawsze jest inaczej. Długie godziny w mieście zaczynają mi doskwierać, mimo iż miasto piękne... Długie godziny spacerów i długie godziny słów. Slowa wypowiadane przez Lukasa, i przeze mnie są niedoskonałe, ani w moim języku ani w jego.. A jednak toczone o tak dalekich od zrozumienia sprawach..
Pada od 6 rano, czy spała dziś?
Wsłuchiwałam się w kropelki odbijające się od oczka w dachu, stuku, puku... Wczoraj wyznaliśmy sobie, że nie śpimy. Jednocześnie o ironio świata, Lujka chce do Polski (sprzedaje swoje rzeczy, resztę po znajomych roznosi, inne po prostu wyrzuca) ja chcę zostać. Powiedział mi wczoraj jak bardzo się boi, a jednocześnie jak bardzo jest zmęczony. Zapytał mnie czy naprawdę myślę, że zmieni się moje życie jeśli schudnę? Zapytał czy zdaję sobie sprawę jak małe to ma znaczenie? A ja powiedziałam jak bardzo go podziwiam, że postanowił zostawić wszystko i pojechać w świat. Oboje szukamy, oboje wiemy, że tylko TU I TERAZ. A jednak jakaś mgła nad nami zawisła. Poszliśmy na lody. W długim milczeniu patrzyliśmy na radość Martynki.. na jej brak poczucia przeszłości i przyszłości.
Myślę, że dzieciństwo się kończy gdy zaczniesz rozmieć, że nie można iść do miejsca które jest tak naprawdę czasem. Młoda wczoraj chciała iść do 14 lipca, gdzie spotkała dziewczynkę z którą tańczyła wśród wybuchów fajerwerków.. nie wiedziałam jak jej wytłumaczyć, że to nie miejsce, że to czas, i to do tego czas przeszły.. A może to ona ma rację?

